Inwestowanie w Polsce, czy za granicą? Co lepsze?

Kiedy tylko pomyślimy o inwestowaniu naszych oszczędności, na myśl przychodzi nam giełda w Warszawie. To taki rynek domyślny, który znamy, wiemy, co się na nim dzieje, ba, nawet czasami dzięki informacjom z mediów, wydaje nam się, że znamy kulisy jego działania. Czyli, jeśli inwestować pieniądze to tylko w Polsce? Niekoniecznie, bo lokowanie kapitału poza granicami także ma swoje zalety.

Krajowe jest lepsze

Faktem jest, że inwestowanie w lokalne instrumenty finansowe ma sporo zalet. Bariera wejścia jest niska, podobnie jak prowizje domów maklerskich. Technicznie jest łatwiej, bo opisy prospektów emisyjnych są w języku, który znamy, podobnie zresztą jak analizy i omówienie strategii. Co więcej, często możemy inwestować w produkty czy usługi, z których korzystamy w życiu codziennym: w końcu tankujemy paliwo na Orlenie czy gramy w Wiedźmina. Popularne w naszym kraju staje się również w inwestowanie w freanczyzę – https://efektywnefinanse.pl/franczyza-w-polsce-na-czym-polega-co-najlepiej-zarabia/

Ta swojskość sprawia, że jest nam wygodniej na lokalnym rynku. Zwłaszcza że, omija nas jeszcze jeden problem: podatek.

Rozliczenie podatków od zysku to banał, bo w przypadku dywidend będzie potrącony automatycznie, a w każdym innym, raz w roku dostaniemy z naszego domu maklerskiego PIT 8 C, z przeliczonym wynikiem naszych rocznych transakcji.

Tylko nie ma róży bez kolców

Główną wadą ograniczania się do polskiej giełdy jest niewielki wybór – To trochę tak, jak z klasyczną torebką: niby każdy dom mody ma ja w każdej kolekcji, a jak przyjdzie do zakupu, każda obarczona jest jakąś wadą. Podobnie ze spółkami, niby dużo, a tak naprawdę wyboru nie ma. Szczególnie jeśli nastawiamy się na inwestowanie dywidendowe. Polska giełda jest na tyle świeża, że spółki, które dzielą się swoim zyskiem z inwestorami przez ostatnich kilkanaście lata, policzymy na palcach jednej ręki. Dobrze, może dwóch, ale jak to porównać z tradycją amerykańską, gdzie znajdziemy takie, które opłacają studia już trzeciemu pokoleniu Amerykanów?

Szukanie zysku w kałuży

Pomyślmy przez chwilę: może nam się wydawać, że Polska to wielki kraj i nawet możemy uwierzyć politykom, jak bardzo ważny to kraj, ale oceńmy sprawę realnie. Tak naprawdę wypracowane jest tu 1% światowego bogactwa, a kapitalizacja tylko Tesli i Netflixa to większa kwota niż całe PKB naszego kraju. Szukanie zysku na polskiej giełdzie to jak łowienie w kałuży, gdy za naszymi plecami jest cały ocean pełen ryb. Wystarczy się odwrócić, by zobaczyć, jak wielki może być wybór spółek, jak wiele jest tych, które od kilku dekad wypłacają dywidendy, w jakich gigantów możesz zainwestować.

Przełamanie strachu

Zawsze boimy się tego, co nowe, martwimy się, czy damy sobie radę, choćby z samodzielnym wyliczeniem podatku od dochodu z zagranicznej dywidendy. Tylko inwestowanie poza granicami otwiera nam nowe horyzonty, stabilizuje nasz portfel i dodatkowo pozwala na dywersyfikację portfela, przez to, że inwestujemy w innej niż polska, walucie. Zróżnicowanie walutowe to dodatkowo minimalizowanie ryzyka, w końcu nie musimy się zdawać na wiarę, że inflacja spadnie, a złotówka wzrośnie w siłę.

Zacznij od ETF

Jeśli boisz się, czy dasz sobie radę z wyborem spółek do swojego portfela, postaw na ETF. W ten sposób stawiasz nie na jedną firmę, ale cały, szeroki wachlarz spółek z danego sektora lub cały pakiet największych korporacji, o bardzo zróżnicowanym spektrum działania. To już naprawdę banał: musisz tylko wiedzieć, na co stawiasz i jaki skrót ma twój ETF. Potem wystarczy zlecenie w domu maklerskim i okazuje się, że masz na własność kawałek Google czy Coca Coli.